Lew Trocki: Nauczcie się myśleć
Przyjacielska sugestia dla pewnych ultra-lewicowców
The New International, Vol. IV No. 7, lipiec 1938, pp. 206–207.
Niektórzy zawodowi ultra-lewicowi handlarze frazesami próbują za wszelką cenę „skorygować” tezę Sekretariatu Czwartej Międzynarodówki o wojnie zgodnie z ich własnymi skostniałymi uprzedzeniami. W szczególności atakują tę część tezy, która stwierdza, że we wszystkich krajach imperialistycznych partia rewolucyjna, pozostając w nieprzejednanym sprzeciwie wobec własnego rządu w czasie wojny, powinna jednak kształtować swoją praktyczną politykę w każdym kraju wobec sytuacji wewnętrznej i ugrupowania międzynarodowe, ostro odróżniające państwo robotnicze od państwa burżuazyjnego, kraju kolonialnego z kraju imperialistycznego.
Ultra-lewicowcy uważają ten postulat, którego poprawność została potwierdzona przez cały przebieg rozwoju, jako punkt wyjścia … socjal-patriotyzmu. [2] Ponieważ stosunek do imperialistycznych rządów powinien być „taki sam” we wszystkich krajach, ci stratedzy zakazują wszelkich rozróżnień poza granicami własnego imperialistycznego kraju. Teoretycznie ich błąd wynika z próby skonstruowania fundamentalnie różnych podstaw polityki w czasie wojny i pokoju.
Załóżmy, że bunt wybuchnie jutro we francuskiej kolonii Algierii pod sztandarem narodowej niepodległości i że rząd włoski, motywowany własnymi imperialistycznymi interesami, przygotowuje się do wysłania broni do rebeliantów. Jaka powinna być postawa włoskich robotników? Celowo wziąłem przykład buntu przeciwko demokratycznemu imperializmowi z interwencją po stronie rebeliantów faszystowskiego imperializmu. Czy włoscy robotnicy powinni zapobiec wysyłaniu broni dla Algierczyków? Niech jacykolwiek ultra-lewicowcy odważą się odpowiedzieć na to pytanie twierdząco. Każdy rewolucjonista wraz z włoskimi robotnikami i zbuntowanymi Algierczykami odrzuciłby taką odpowiedź z oburzeniem. Nawet jeśli w faszystowskich Włoszech wybuchłby ogólny strajk morski, nawet w tym przypadku strajkujący powinni zrobić wyjątek na korzyść tych statków przewożących pomoc rewoltom kolonialnym; w przeciwnym razie nie byliby niczym więcej niż nędznymi trade-unionistami – a nie proletariackimi rewolucjonistami.
Jednocześnie francuscy robotnicy morscy, mimo że nie stanęli w obliczu jakiegokolwiek strajku, byliby zmuszeni do podjęcia wszelkich wysiłków, aby zablokować wysyłkę amunicji przeznaczonej do użycia przeciwko rebeliantom. Tylko taka polityka ze strony włoskich i francuskich robotników stanowi politykę rewolucyjnego internacjonalizmu.
Czy to jednak nie oznacza, że włoscy robotnicy łagodzą w tej sprawie walkę z faszystowskim reżimem? W najmniejszym razie. Faszyzm czyni „pomoc” Algierczykom tylko po to, by osłabić jego wroga, Francję, i położyć swą drapieżną rękę na jej koloniach. Rewolucyjni włoscy robotnicy nie zapominają o tym ani przez chwilę. Wzywają Algierczyków, aby nie ufali swemu zdradzieckiemu „sojusznikowi”, a jednocześnie kontynuują własną, nieprzejednaną walkę z faszyzmem, „głównym wrogiem w ich własnym kraju”. Tylko w ten sposób mogą zdobyć zaufanie buntowników, pomóc buntowi i wzmocnić swoją własną pozycję rewolucyjną.
Jeśli powyższe jest poprawne w czasie pokoju, dlaczego staje się fałszywe w czasie wojny? Każdy zna postulat słynnego niemieckiego teoretyka wojskowego Clausewitza, że wojna jest kontynuacją polityki innymi środkami. Ta głęboka myśl prowadzi naturalnie do wniosku, że walka z wojną jest jedynie kontynuacją ogólnej walki proletariackiej w czasie pokoju. Czy proletariat w czasie pokoju odrzuca i sabotuje wszystkie działania i środki burżuazyjnego rządu? Nawet podczas strajku, który obejmuje całe miasto, robotnicy podejmują środki, aby zapewnić dostarczenie żywności do swoich dzielnic, upewnić się, że mają wodę, że szpitale nie cierpią itd. Takie środki nie są podyktowane oportunizmem wobec burżuazji, ale przez troskę o interes samego strajku, troskę o współczucie zanurzonych mas miejskich itp. Te podstawowe zasady proletariackiej strategii w czasie pokoju zachowują pełną moc w czasie wojny.
„Proletariat kraju kapitalistycznego, który znajduje się w sojuszu z ZSRR [1], musi zachować w pełni i całkowicie jego nieprzejednaną wrogość wobec imperialistycznego rządu własnego kraju. W tym sensie jego polityka nie różni się od polityki proletariatu w kraju walczącym z ZSRR. Ale z natury działań praktycznych mogą pojawić się znaczne różnice w zależności od konkretnej sytuacji wojennej.” („Wojna i Czwarta Międzynarodówka”, s. 21, § 44.)
Nieprzejednana postawa wobec burżuazyjnego
militaryzmu wcale nie oznacza, że proletariat we wszystkich przypadkach
podejmuje walkę przeciwko własnej „narodowej” armii. Przynajmniej robotnicy nie
będą przeszkadzać żołnierzom, którzy gaszą pożar lub ratują tonących ludzi
podczas powodzi; przeciwnie, pomogliby ramię w ramię z żołnierzami i brataliby
się z nimi. Pytanie nie jest wyczerpane jedynie przez przypadki klęsk
żywiołowych. Gdyby francuscy faszyści podjęli dzisiaj próbę zamachu stanu, a
rząd Daladiera został zmuszony do przeniesienia wojsk przeciwko faszystom,
rewolucyjni robotnicy, zachowując całkowitą niezależność polityczną, walczyliby
z faszystami obok tych wojsk. Tak więc w wielu przypadkach robotnicy są zmuszeni
nie tylko do zezwolenia i tolerowania, ale także aktywnie wspierać praktyczne
środki burżuazyjnego rządu.
W dziewięćdziesięciu przypadkach na stu robotnicy faktycznie umieszczają znak
minus, w którym burżuazja umieszcza znak plus. W dziesięciu przypadkach są
jednak zmuszeni do ustalenia tego samego znaku, co burżuazja, ale z własną
pieczęcią, w której wyraża się brak zaufania do burżuazji. Polityka
proletariatu wcale nie wynika automatycznie z polityki burżuazji, nosząc tylko
przeciwny znak – to uczyniłoby każdego sekciarza mistrzem strategii; nie,
partia rewolucyjna musi za każdym razem orientować się niezależnie zarówno w
sytuacji wewnętrznej, jak i zewnętrznej, podejmując decyzje, które najlepiej
odpowiadają interesom proletariatu. Zasada ta dotyczy zarówno okresu wojny, jak
i okresu pokoju.
Wyobraźmy sobie, że w następnej wojnie europejskiej belgijski proletariat
zdobywa władzę szybciej niż proletariat Francji. Bez wątpienia Hitler będzie
próbował zniszczyć proletariacką Belgię. Aby ocalić własną flankę, francuski
rząd burżuazyjny może zostać zmuszony do udzielenia pomocy belgijskiemu rządowi
robotników bronią. Belgijskie sowiety oczywiście sięgają po tę bronią obiema
rękami. Ale uruchomieni przez zasadę defetyzmu, być może francuscy robotnicy
powinni zablokować swoją burżuazję przed wysłaniem broni do proletariackiej
Belgii? Tylko bezpośredni zdrajcy lub wybitni idioci mogą tak rozumować.
Francuska burżuazja mogłaby wysyłać broń do proletariackiej Belgii tylko z
obawy przed największym militarnym niebezpieczeństwem i tylko w oczekiwaniu na
późniejsze zmiażdżenie rewolucji proletariackiej własną bronią. Dla francuskich
robotników przeciwnie, proletariacka Belgia jest największym wsparciem w walce
przeciwko własnej burżuazji. Ostateczny wynik walki zostanie rozstrzygnięty
przez stosunek sił, w który właściwe polityki wchodzą jako bardzo ważny
czynnik. Pierwszym zadaniem partii rewolucyjnej jest wykorzystanie sprzeczności
między dwoma imperialistycznymi krajami, Francją i Niemcami, w celu ratowania
proletariackiej Belgii.
Ultra-lewicowi scholastycy myślą nie konkretnie, lecz pustymi abstrakcjami.
Przekształcili ideę defetyzmu w taką próżnię. Nie widzą żywo ani procesu wojny,
ani procesu rewolucji. Szukają hermetycznie zamkniętej formuły, która wyklucza
świeże powietrze. Ale taka formuła nie może dać orientacji proletariackiej
awangardzie.
Aby doprowadzić walkę klasową do najwyższej formy – wojny domowej – jest to
zadanie defetyzmu. Ale to zadanie można rozwiązać tylko poprzez rewolucyjną
mobilizację mas, to znaczy poprzez poszerzenie, pogłębienie i wyostrzenie tych
rewolucyjnych metod, które stanowią treść walki klasowej w czasie „pokoju”.
Partia proletariacka nie ucieka się do sztucznych metod, takich jak palenie
magazynów, rzucanie bomb, wykolejanie pociągów itp., aby doprowadzić do porażki
własnego rządu. Nawet jeśli uda się to na tej drodze, klęska wojskowa wcale nie
doprowadzi do rewolucyjnego sukcesu, sukcesu, który może być zapewniony tylko
przez niezależny ruch proletariatu. Rewolucyjny defetyzm oznacza jedynie, że w
swojej walce klasowej partia proletariacka nie zatrzymuje się na żadnych
„patriotycznych” rozważaniach, ponieważ pokonanie własnego imperialistycznego
rządu, doprowadzone lub przyspieszone przez rewolucyjny ruch mas, jest
nieporównywalnie mniejszym złem niż
zwycięstwo osiągnięte za cenę jedności narodowej, czyli politycznego
pokłonu proletariatu. W tym tkwi pełne znaczenie defetyzmu i to znaczenie jest
całkowicie wystarczające.
Metody walki zmieniają się oczywiście, gdy walka wkracza w otwarcie rewolucyjną
fazę. Wojna domowa jest wojną i w tym aspekcie ma swoje szczególne prawa. W
wojnie domowej bombardowanie magazynów, rozbijanie pociągów i wszelkie inne
formy „sabotażu” wojskowego są nieuniknione. O ich stosowności decydują względy
czysto wojskowe – wojna domowa kontynuuje rewolucyjną politykę, ale innymi
środkami, dokładnie, wojskowymi.
Jednak w czasie wojny imperialistycznej mogą
zdarzyć się przypadki, w których partia rewolucyjna będzie zmuszona uciekać się
do środków wojskowo-technicznych, chociaż nie kierują się jeszcze bezpośrednio
od ruchu rewolucyjnego w swoim kraju. Tak więc, jeśli chodzi o wysyłanie broni
lub wojsk przeciwko rządowi robotniczemu lub zbuntowanej kolonii, nie tylko
takie metody jak bojkot i strajk, ale bezpośredni sabotaż wojskowy mogą stać
się całkowicie praktyczne i obowiązkowe. Uciekanie się do takich środków lub
nieodwoływanie się do nich będzie kwestią praktycznych możliwości. Jeśli
belgijscy robotnicy, zdobywając władzę w czasie wojny, mają na ziemi niemieckiej
swoich agentów wojskowych, obowiązkiem tych agentów będzie nie wahać się przed
żadnymi środkami technicznymi, aby powstrzymać oddziały Hitlera. Jest
absolutnie jasne, że rewolucyjni niemieccy robotnicy również mają obowiązek
(jeśli są w stanie) wykonać to zadanie w interesie rewolucji belgijskiej,
niezależnie od ogólnego przebiegu ruchu rewolucyjnego w samych Niemczech.
Polityka defetystyczna, to znaczy polityka nie dającej się pogodzić walki
klasowej w czasie wojny, nie może w konsekwencji być „taka sama” we wszystkich
krajach, tak jak polityka proletariatu nie może być taka sama w czasie pokoju.
Jedynie Komintern epigonów ustanowił reżim, w którym partie wszystkich krajów
rozpoczynają marsz równocześnie lewą nogą. W walce z tym biurokratycznym kretynizmem
wielokrotnie próbowaliśmy udowodnić, że ogólne zasady i zadania muszą być
realizowane w każdym kraju zgodnie z jego wewnętrznymi i zewnętrznymi
warunkami. Ta zasada zachowuje swoją pełną moc także w czasie wojny.
Ci ultra-lewicowcy, którzy nie chcą myśleć jako marksiści, to jest konkretnie,
zostaną zaskoczeni wojną. Ich polityka w czasie wojny będzie fatalnym
zwieńczeniem ich polityki w czasie pokoju. Pierwsze strzały artyleryjskie albo
wystrzelą ultra-lewicowców w polityczny niebyt, albo wrzucą ich do obozu
socjal-patriotyzmu, dokładnie tak, jak hiszpańscy anarchiści, którzy, będąc
absolutnymi „negatorami” państwa, znaleźli się z tego samego powodu
burżuazyjnymi ministrami gdy nastała wojna. Aby prowadzić prawidłową politykę w
czasie wojny, należy nauczyć się prawidłowo myśleć w czasie pokoju.
COYOACAN D.F.
22 maja 1938 r.
Lew
TROCKI
1. Możemy odłożyć na bok kwestię klasowego
charakteru ZSRR. Interesuje nas kwestia polityki w odniesieniu do państwa
robotniczego w ogóle lub do kraju kolonialnego walczącego o swoją niezależność.
Jeśli chodzi o klasową naturę ZSRR, możemy przypadkowo polecić
ultra-lewicowcom, by spojrzeli na siebie w lustrze książki A. Ciligi, „W kraju
wielkiego kłamstwa.” Ten ultra-lewicowy autor, całkowicie pozbawiony
jakiejkolwiek nauki marksistowskiej, realizuje swój pomysł do samego końca, to
znaczy do abstrakcji liberalno-anarchicznej.
2. Pani Simone Weil pisze nawet, że nasze stanowisko jest takie samo jak
Plechanowa w latach 1914–1918. Simone Weil ma oczywiście prawo nic nie rozumieć.
Nadużywanie tego prawa nie jest jednak konieczne.