Stalinowcy/Solidarność/MFW atakują robotników: Polska beczka prochu
W tym roku minęło 30 lat od pierwszych „wolnych wyborów” w powojennej Polsce 4 czerwca 1989 r., w których sukces odniosła antykomunistyczna opozycja wobec stalinowskiej PZPR- wydarzenie które wyznacza początek restauracji kapitalizmu w tym kraju jak i szeregu innych kontrrewolucji w pozostałych krajach Europy Wschodniej i w samym ZSRR. Doprowadziło to do społecznej katastrofy- ogromnej inflacji, masowego bezrobocia, drakońskiej restrykcji prawa do aborcji, brutalnego ucisku kobiet i mniejszości seksualnych, klerykalizacji życia publicznego, rosnącego antysemityzmu i odrodzenia się faszyzmu, a dziś- autorytarnego, reakcyjnego reżimu Kaczyńskiego-Morawieckiego-Ziobry, który za nic ma normy nawet burżuazyjnej demokracji parlamentarnej ustanowionej w 1989-90.
Historia potwierdziła tezę Trockiego, że “albo biurokrata zje państwo robotnicze, albo robotnicy pozbędą się biurokraty”, niestety w sensie negatywnym. Zadała też kłam w gruncie rzeczy antymarksistowskim teoriom o biurokacji jako odrębnej klasie panującej (jaką w Polsce obecnie wyznaje np. Pracownicza Demokracja). Poza wyjątkami jak ZSRR w 1991 r., gdzie doszło do zbrojnej konfrontacji i nieudanego biurokratycznego puczu Janajewa, niemal we wszystkich krajach bloku wschodniego stalinowcy, a wraz z nimi zdezorientowana i zdemoralizowana przez nich klasa robotnicza, oddali władzę walkowerem. „Jeśli armia kapituluje przed wrogiem w krytycznej sytuacji bez walki, to ta kapitulacja całkowicie zastępuje„ decydującą bitwę ”w polityce, podobnie jak w wojnie” (L. Trocki, „Trzecia Międzynarodówka po Leninie”).
Ale to, że wbrew dewastacji ostatnich 30 lat polskiej „wolności” kapitalizm polski wciąż stoi pewnie na nogach nie jest winą tylko ich. Wszystkie istniejące w Polsce lewicowe organizacje odwołujące się w mniejszym lub większym stopniu do dziedzictwa Lwa Trockiego są częścią problemu. Brytyjska Militant Tendency, prekursorka CWI do której należy dzisiaj Alternatywa Socjalistyczna, w 1981 r. zajęła stronę Solidarności, która już wtedy przyjęła program restauracji kapitalizmu i miała powiązania z zachodnimi imperialistami i koścołem katolickim (patrz broszura „Solidarność: próba ogniowa dla trockistów”, której tłumaczenie jest dostępne na stronie Przegrupowania Rewolucyjnego) przeciw reżimowi Jaruzelskiego, który niestety był jedyną siłą jaka stała wtedy na drodze nieudanej kontrrewolucji; później w 1991 r. jej kadry w Moskwie udzieliły wsparcia dla zwolenników herszta „demokratycznej” kontrrewolucji Jelcyna przeciw Janajewowi. Pracownicza Demokracja jest częścią międzynarodowej tendencji założonej przez Tony’ego Cliffa, który ze swoją teorią „kapitalizmu państwowego” otwarcie odrzucił stanowisko bezwarunkowej militarnej obrony zdegenerowanych i zdeformowanych państw robotniczych. Brytyjska cliffowska Socjalistyczna Partia Robotnicza jeszcze bardziej skapitulowała przed każdą siłą, jaka walczyła ze stalinistami, nieważne jak reakcyjna by nie była, a w sierpniu 1991 r. ogłosiła: „Komunizm upadł. Każdy socjalista powinien się z tego faktu cieszyć”. (Socialist Worker, 31 sierpnia 1991 r.)
Nie są to kwestie interesujące wyłącznie dla historyków. “Tradycje wszystkich zmarłych pokoleń ciążą jak zmora na umysłach żywych”- co pokazują choćby działacze KOD i inni „obrońcy demokracji” z pokolenia Solidarności, którzy w walce z PiS chcą przeżyć drugą młodość i „walkę z komuną”. Młodzi ludzie, którzy nie pamiętają tych czasów a są przeciwni zarówno PiS jak i PO z lewicowych/lewicujących pozycji, muszą wiedzieć, że rząd PiS jest naturalną konsekwencją “wielkiego zwycięstwa demokracji”, solidarnościowej kontrrewolucji 1989 r. I zadać sobie pytanie- czy należy ufać organizacjom, które zajęły wtedy niewłaściwą stronę barykady, że dziś zapewnią odpowiednie przywództwo pracownikom i uciskanym? “Ci, którzy nie są w stanie obronić istniejących pozycji nie są w stanie zdobyć nowych”. Niniejszy artykuł pochodzi z “1917”, pisma wówczas rewolucyjnej i trockistowskiej Międzynarodowej Tendencji Bolszewickiej, nr 7, zima 1990.
(„1917”, nr 7, zima 1990)
19 sierpnia, polski reżim stalinowski przekazał odpowiedzialność rządową swoim notorycznym wrogom z Solidarności, inaugurując pierwszy niestalinowski rząd w bloku radzieckim od początku zimnej wojny. Wydarzenie było powitane we wszystkich imperialistycznych stolicach jako początek końca „komunizmu” w Europie Wschodniej. W wywiadzie z 22 sierpnia z włoską gazetą Il Messaggero, Lech Wałęsa szczerze opisał głównie zadania nowego rządu jako zabranie kraju: „z komunistycznego systemu posiadania do kapitalizmu. Nikt jeszcze wcześniej nie przeszedł drogi jaka prowadzi z socjalizmu do kapitalizmu. I zabieramy się by zrobić właśnie to, powrócić do sytuacji przedwojennej gdy Polska była krajem kapitalistycznym” (New York Times, 24 sierpnia).
Ale droga do restauracji kapitalizmu nie będzie gładka. Robotnicy posmakowali rynkowej „racjonalizacji” w sierpniu gdy reżim Jaruzelskiego, w swoim ostatnim znaczącym akcie przed abdykacją, zniósł kontrolę cen żywności. Koszt mleka, mięsa i sera natychmiast wzrósł nawet o 500%. Od Gdańska na północy po Kraków na południe, robotnicy odpowiedzieli strajkami ostrzegawczymi i alarmami strajkowymi. Tylko powściągliwa ręka kierownictwa Solidarności, które wciąż cieszy się ogromnym autorytetem między polskimi robotnikami jak na razie zapobiegła społecznej eksplozji. Ale autorytet organizacji oddanej narzuceniu kapitalistycznego zaciskania pasa nie może wytrwać długo.
Popieranie przez Solidarność przywrócenia kapitalizmu nie jest nowe. Na swoim krajowym kongresie w 1981 r., przyjęła ona program którzy otwarcie zadeklarował: „Konieczne jest usunąć biurokratyczne bariery które uniemożliwiają działanie rynku.” Co zmieniło się w polskim równaniu od 1981 to fakt wzięcia w objęcia przez stalinowską biurokrację „wolnego rynku” jako rozwiązania dla wyraźnie nieuleczalnego kryzysu gospodarczego Polski. Gospodarka Polski dziś jest katastrofą. Dług zagraniczny 39 milionów dolarowych jest pięciokrotnie większy od całkowitych rocznych dochodów w twardej gotówce. W ciągu ostatniej dekady, rzeczywisty dochód na głowę spadł o ćwierć, a dziś inflacja sięga 1000 %.
Biurokracja radziecka, która w ogóle wyniosła Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą (PZPR) do władzy i pozostaje jest ostatecznym gwarantem, sama jest zakochana w „cudach rynkowych”. Będąc mniej chętny niż kiedykolwiek by ręczyć za polską gospodarkę, Kreml dał Jaruzelskiemu zielone światło by sprywatyzować środki produkcji i porzucić scentralizowane planowanie gospodarcze. Lecz wszyscy wiedzą, że Solidarność jest o wiele lepiej usytuowana by poprowadzić Polskę w kierunku kapitalistycznym niż dogłębnie zdyskredytowany reżim stalinowski. Gdy polscy wyborcy masowo odrzucili PZPR na rzecz Solidarności w wyborach w zeszłym czerwcu, ustawiona została scena dla rundy parlamentarnych walk, które skończyły się wyznaczeniem wieloletniego działacza katolickiego, Tadeusza Mazowieckiego, jako premiera rządu koalicyjnego pod wodzą Solidarności.
Dziś Jacek Kuroń, Adam Michnik, i inne prominentne figury Solidarności, uwięzieni gdy PZPR narzuciła stan wojenny w 1981 r., siedzą obok swoich byłych strażników więziennych w parlamencie, podczas gdy ministrowie PZPR siedzą w gabinecie Solidarności. Ale zbliżenie stalinowsko-solidarnościowe jest głęboko niestabilne, i już zaostrza napięcia wewnątrz i między każdą warstwą polskiego społeczeństwa. W PZPR, podziały między przewodnim skrzydłem „reform” Jaruzelskiego-Kiszczaka-Rakowskiego a bardziej konserwatywnymi czy „twardogłowymi” elementami biurokracji pogłębiają się. Konserwatyści, skupieni w pośrednich i niższych szeregach partyjnej biurokracji, mają swoją bazę w dziesiątkach tysięcy kierowników którzy mają klienckie posady w fabrykach przeznaczonych do zamknięcia. Cieszą się też znacznym poparciem wewnątrz państwowego aparatu bezpieczeństwa.
„Reformy” rynkowe koniecznie nastawią robotników w Solidarności przeciwko ich dotychczasowym chłopskim sojusznikom w Solidarności Rolników Indywidualnych, którzy skorzystają kosztem robotników z deregulacji cen rolnych. Co najważniejsze, podwyżki cen, bezrobocie, przyspieszenia tempa pracy i cięcia usług społecznych jakie muszą towarzyszyć wprowadzeniem gospodarki zorientowanej na rynek, wbiją klin między szychami Solidarności wokół Lecha Wałęsy a proletariacką bazę organizacji. Pomimo ich złudzeń co do kościoła katolickiego i zachodniej „demokracji”, polscy robotnicy wkrótce odkryją że są głównymi celami gospodarczej restrukturyzacji popieranej przez nieświętą trójcę PZPR, Solidarności i Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW).
O odrodzenie marksizmu polskiego!
Dziesięć lat klerykalno-nacjonalistycznego fałszywego przywództwa Solidarności zostawiło polską klasę robotniczą politycznie rozbrojoną w obliczu tego ataku. Podczas gdy chaos się pogłębia, a dawniej stałe punkty na polskiej mapie politycznej zaczynają się rozkładać, stanie się coraz jaśniejszym sekcjom polskiego proletariatu że żadna zorganizowana siła w kraju nie reprezentuje dziś jego interesów klasowych. To daje sposobność rewolucjonistom by wskazać, że jest w polskiej historii tradycja inna niż ta sprzedajnej i skorumpowanej stalinowskiej biurokracji, której pretensje do miana komunizmu polscy robotnicy biorą dziś za pewnik; bądź faszyzującego międzywojennego dyktatora, Józefa Piłsudskiego, którego dziedzictwo robotnicy biorą w objęcia jako jedyną alternatywę dla „komunizmu” którzy poznali i znienawidzili. Polską rewolucyjną tradycję socjalistyczną reprezentują bohaterskie figury Róży Luksemburg i Leona Jogichesa, którzy założyli Socjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL), i walczyli po stronie polskich robotników przeciwko caratowi podczas rewolucji roku 1905. SKDPiL aktywnie wsparła bolszewicką rewolucję robotniczą 1917 r., i utworzyła rdzeń pierwotnej polskiej sekcji Międzynarodówki Komunistycznej gdy Lenin i Trocki stali na czele państwa radzieckiego.
Partia oparta na rewolucyjnej tradycji polskiego proletariatu byłaby gotowa odrzucić dług wobec zachodnich bankierów, jednocześnie bezwarunkowo broniąc kolektywizacji środków produkcji. Byłaby za zniesieniem „prawa” do wyzysku siły roboczej w mieście lub na wsi. Dążyłaby do powiązania walk polskich robotników z ich klasowymi braćmi i siostrami w ZSSR, którzy niedawno zamknęli kopalnie na zachodniej Syberii i Ukrainie by zaprotestować przeciw próbom narzucenia dyscypliny rynkowej swojego rządu.
Organizacja marksistowska w Polsce agresywnie promowałaby walkę o wyzwolenie kobiet i potępiłaby wszelkie próby ograniczenia lub zakazania aborcji przez hierarchię duchowną. Opowiadałaby się także za zdławieniem faszyzujących antysemickich nacjonalistów z Konfederacji Polski Niepodległej (KPN) i potępiłaby zjadliwie antysemickie prowokacje kardynała Glempa. Partia taka koniecznie przyjęłaby imię i program Lwa Trockiego, który dążył do ocalenia rewolucyjnych tradycji bolszewizmu z rąk ich stalinowskich fałszerzy. Obecna niedola polskiej klasy robotniczej demonstruje, że nie może być zamiennika dla partii bolszewicko-leninowskiej.
Fala strajkowa roku 1988: punkt zwrotny
Obecny rozdział polskiego dramatu rozpoczął
się od dwóch fal strajków wiosną i latem 1988 roku. Letnia erupcja rozpoczęła
się w południowym regionie górniczym Polski na Górnym Śląsku i wkrótce
rozprzestrzeniła się na bałtyckie miasta portowe Szczecin i Gdańsk, główne
warownie Solidarności . Dekrety rządowe podwyżki cen detalicznych zapewniły
natychmiastową iskrę zapalną do przerwania pracy; wkrótce jednak stało się
jasne, że kierownictwo Solidarności, przy poparciu większości strajkujących
robotników, zamierzało wykorzystać wybuch niezadowolenia do celów politycznych,
a nie tylko ekonomicznych. Strategia Wałęsy, którą głosił od początku strajków,
miała na celu wywarcie nacisku na rząd Jaruzelskiego w celu zalegalizowania
Solidarności, zakazanej od 1981 roku.
Po dwutygodniowym wstrzymaniu strategia przyniosła rezultaty. Szereg pośrednich
kontaktów między przywódcami Solidarności i szefami partii komunistycznej,
pośredniczonych przez Kościół katolicki, szybko doprowadził do spotkania Lecha
Wałęsy z generałem Czesławem Kiszczakiem, ministrem spraw wewnętrznych i
głównym żandarmem, który osobiście podpisał rozkaz aresztowania Wałęsy w 1981
r. Wałęsa otrzymał od Kiszczaka zobowiązanie do zainicjowania serii
„okrągłostołowych” dyskusji między reżimem a „wszystkimi ważnymi siłami
społecznymi” (tj. Solidarnością) w celu rozwiązania kryzysu politycznego i
gospodarczego w Polsce.
Z tym zwycięstwem w kieszeni Wałęsa popędził do doków i zagłębia węglowego, by
przekonać strajkujących do powrotu do pracy. Napotkał gorzki sprzeciw ze strony
bardziej nieprzejednanych robotników, którzy uważali za głupie odwoływać
strajki w zamian za zwykłe obietnice. Ale przewodniczący Solidarności
zwyciężył. W zamian za współpracę Wałęsy z zakończeniem strajków Jaruzelski i
jego kohorty zademonstrowali swoją zdolność do ograniczenia twardogłowych z
PZPR, którzy próbowali sabotować proponowane petraktacje.
Kiedy rozmowy zakończyły się w kwietniu zeszłego roku, Solidarność odzyskała
status prawny i zyskała również prawo kandydowania do parlamentu jako pierwsza
bona fide obopozycja w najnowszej historii bloku radzieckiego. W Sejmie
(parlamencie) zezwolono na ubieganie się o 161 na 460 miejsc. Pozostałe miejsca
były zarezerwowane dla PZPR i jego rzekomych sojuszników. Reżim zgodził się
także na ożywienie dawno nieistniejącego Senatu i zezwolenie Solidarności na
kandydowanie na wszystkie jego 100 miejsc. Senat ma prawo zawetowania ustaw
zainicjowanych w Sejmie. Kiedy liczono głosy po czerwcowych wyborach,
Solidarność zdobyła przytłaczający mandat, przyjmując wszystkie miejsca, które
kwestionowała w Sejmie i wszystkie oprócz jednego w Senacie.
Solidarność tworzy rząd
Od tamtej pory wydarzenia rozwijały się z szybkością, która zaskoczyła zarówno
zwycięzców, jak i przegranych. Do kryzysu rządowego w połowie sierpnia
przywódcy Solidarności realizowali strategię stopniową. Porozumienia przy
okrągłym stole z kwietnia miały na celu umożliwienie Solidarności jedynie
ograniczonej roli legislacyjnej, przy jednoczesnym zapewnieniu, że większość
parlamentarna, rząd i prezydencja pozostaną w rękach PZPR. Solidarność nie
miała być w stanie wygrać większości parlamentarnej i utworzyć rządu do wyborów
zaplanowanych na 1993 rok.
To powolne podejście nie było jednak zgodne z nastrojami politycznymi, które
ogarnęły kraj po wyborach. Głosowanie było powszechnie postrzegane jako głośne
odrzucenie Jaruzelskiego i PZPR. Wraz z wydłużaniem się kolejek po chleb i
gwałtownym strajkiem przeciwko podwyżkom cen, wkrótce okazało się, że tylko
gruntowna zmiana rządu może zapobiec politycznemu wstrząsowi. W tym momencie
Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne (tradycyjni
„sojusznicy” PZPR) zmieniły stronę, dając Solidarności większość w Sejmie. W
ramach tej umowy Solidarność zgodziła się pozostawić aparat przymusu państwa
(wojsko i milicja) w rękach PZPR i zezwolić generałowi Jaruzelskiemu na
utrzymanie urzędu prezydenta z uprawnieniami do zawetowania ustawodawstwa i
rozwiązania parlamentu.
W tym „historycznym kompromisie” między dawnymi antagonistami znalazło się
kilka rozważań. Doświadczenie stanu wojennego ochłodziło żar Wałęsy do
bezpośredniej konfrontacji z reżimem. Ta niechęć była podzielana przez
większość zwolenników Solidarności, którzy byli wystarczająco starzy, by
pamiętać klęskę z 1981 r. Strajki z 1988 r. mie zdołały osiągnąć zasięgu walk,
które doprowadziły do narodzin Solidarności osiem lat wcześniej, ponieważ
aktywny udział był w dużej mierze ograniczony do robotników w późnych latach
nastolatków i wczesnych dwudziestolatków, którzy byli niedotknięci wcześniejszą
klęską.
Ale strajki z 1988 r., przeprowadzone pod hasłem „nie ma wolności bez Solidarności”,
pokazały, trwającą lojalność robotników wobec Wałęsy, a także ich zdolność do
zakłócania schorowanej gospodarki. Solidarność nie była wystarczająco silna,
aby kwestionować władzę państwową, ale PZPR nie mogła sprawić, by gospodarka
działała. Ten impas zmusił obie strony do porozumienia, ponieważ Jaruzelski
niechętnie doszedł do wniosku, że nie można już skutecznie rządzić krajem bez
udziału opozycji.
Solidarność i Kreml
Porozumienie stalinowsko-solidarnościowe było również kształtowane przez zmiany
polityczne w Związku Radzieckim od czasu dojścia do władzy Gorbaczowa. Reżim
PZPR został narzucony Polsce przez Stalina po II wojnie światowej w odpowiedzi
na zainicjowaną przez USA zimną wojnę. I jako antagoniści w zimnej wojnie – z
Solidarnością jako orędownikiem „demokracji”, „wolnych związków zawodowych” i
katolickiego antykomunizmu, w przeciwieństwie do Jaruzelskiego jako obrońcy
politycznego i gospodarczego status quo – te dwie siły stanęły naprzeciw siebie
w grudniu 1981 roku.
Ale dziś Kreml jest rządzony przez zwolennika pokoju klasowego, który
jednostronnie oświadczył, że zimna wojna się skończyła, i dał dowód swojej
szczerości, wycofując poparcie dla walk wyzwoleńczych Trzeciego Świata,
wycofując wojska i rakiety z Europy Wschodniej, i obiecując zwolnienie
rządzonych przez Rosję republik bałtyckich z planowania gospodarczego i
monopolu handlu zagranicznego. Wałęsa nie był do końca nieusprawiedliwiony gdy
zauważył, że wielkim nieszczęściem „Solidarności” było to, że „Breżniew zmarł
dwa lata za późno”. Amerykański imperializm i jego sojusznicy nie przepuszczali
ambicji odzyskania Europy Wschodniej; ale nie chcą też skorzystać z
wyciągniętej ręki Gorbaczowa. Po pewnych wahaniach i wewnętrznych kłótniach,
mocarstwa zachodnie, w tym Stany Zjednoczone, zdają się teraz kłaść mniejszy
nacisk na postawę Reagana maksymalnego nacisku militarnego na Związek Radziecki
i Europę Wschodnią na rzecz zachodnioniemieckiej strategii Ostpolitik –
odzyskania ziemie na wschód od Łaby poprzez stopniową penetrację gospodarczą. I
nie trudno zrozumieć, dlaczego Polska, która historycznie była najsłabszym
ogniwem w moskiewskim łańcuchu stanów buforowych Układu Warszawskiego, powinna
polecić się jako wrażliwy punkt wejścia dla tego znaku i doprowadzenia dolara
„na wschód”. Stalin kiedyś zażartował, że narzucenie swojej marki „komunizmu”
na Polskę było jak nałożenie siodła na krowę. Polska jest jedynym krajem w
bloku radzieckim, w którym rolnictwo nigdy nie było szeroko skolektywizowane.
Ponadto ostro antykomunistyczny kościół katolicki zachował specjalny status, z
kapelanami w armii i prawem do nauczania religii w szkołach.
Przez prawie dwadzieścia lat PZPR próbowała uniknąć konsekwencji powtarzających
się niepowodzeń gospodarczych, zastawiając kraj kredytobiorcom z Wall Street i
frankfurckiej giełdy. Nic więc dziwnego, że polscy staliniści dziś znajdują się
w „awangardzie” władców Układu Warszawskiego pogrążającym się w chaosie
wolnorynkowym.
PZPR: zaloty wobec kułaków, duchownych i
MFW
Pomimo zbliżenia między polskim stalinizmem i Solidarnością, PZPR jest nadal
niezbędna dla Kremla jako gwarant przynależności Polski do Układu
Warszawskiego. Przynajmniej na razie mocarstwa kapitalistyczne wydają się być
zadowolone że pozwolą Polsce pozostać w rosyjskiej orbicie wojskowej, dopóki
„reformy” gospodarcze i polityczne będą postępować w szybkim tempie. Wałęsa
dołączył do Busha, Kohla i Thatcher, zapewniając Gorbaczowa, że nie ma
zamiaru wykorzystywać obecnego kryzysu dla przewagi militarnej. Gorbaczow,
którego łatwowierność dotycząca dobrych intencji imperializmu wydaje się
bezgraniczna, wydaje się akceptować te zapewnienia według wartości nominalnej.
W związku z kwestią czasowej lojalności wojskowej Polski różnice polityczne
między stalinistami a Solidarnością stały się coraz trudniejsze do dostrzeżenia
w ostatnich latach.
Solidarność została częściowo zainspirowana wyniesieniem kardynała Karola
Wojtyły na papieża i zawsze ściśle współpracowała z tym wędrownym apostołem
reakcji. Ale Jaruzelski i polscy staliniści okazali się niemal tak samo
zainteresowani zacieśnieniem Stolicy Apostolskiej. W październiku ubiegłego
roku polski rząd zaoferował Watykanowi pełną swobodę działania w Polsce, jeśli
papież zgodzi się uczynić Warszawę pierwszym reżimem w Europie Wschodniej
oficjalnie uznanym przez Kościół.
Od 1981 r. Solidarność opowiada się za przystąpieniem do Międzynarodowego
Funduszu Walutowego, głównej agencji finansowej światowego imperializmu. W 1986
r. Polska, z inicjatywy Jaruzelskiego, zrobiła dokładnie to. Dziś zarówno Solidarność,
jak i staliniści zgadzają się, że jedynym wyjściem z obecnego kryzysu
gospodarczego kraju jest pożyczenie jeszcze więcej pieniędzy z Zachodu.
PZPR dołączyła również do Solidarności w promowaniu szerszej roli kapitalistów
wiejskich. Prywatni rolnicy w Polsce, którzy kontrolują 75 procent gruntów
ornych, zawsze byli zmorą stalinowskich planistów gospodarczych. Podczas gdy
reżim nigdy nie próbował poważnie skolektywizować rolnictwa, był w stanie, we
wczesnych latach, chronić klasę robotniczą przed ostrzejszymi skutkami „wolnej
przedsiębiorczości” wiejskiej, sprawując kontrolę państwa nad handlem między
wsią a miastami. Państwo podjęło próbę zapewnienia, że podstawowe artykuły
żywnościowe pozostaną przystępne, ustalając ceny, które zapłaciłby prywatnym
rolnikom. Jednak niskie ceny nie stanowiły zachęty do zwiększenia produkcji.
Próbując zwiększyć produkcję rolną bez wywołania oporu w klasie robotniczej
poprzez podwyżki cen, stalinowscy rządzący zaczęli dostarczać chłopom ogromne
dotacje, płacąc rolnikom więcej za produkty rolne niż wymagało od konsumentów.
Z kolei subsydia cenowe finansowane były z pożyczek z zachodnich banków.
To krótkowzroczne dostosowanie do wymagań antysocjalistycznych drobnych
właścicieli przyczyniło się znacząco do obecnego impasu gospodarczego polskiej
gospodarki. Podczas gdy wiejski standard życia wzrastał szybciej niż w
jakimkolwiek innym sektorze polskiego społeczeństwa, chłopi nigdy nie
zaakceptowali reżimu stalinowskiego. Obawiając się uzależnienia od państwa w
zakresie dostaw nasion, nawozów i maszyn, wykazali swoje niezadowolenie poprzez
ograniczenie produkcji i odmowę inwestowania w poprawę kapitału.
Starania PZPR o obniżenie dopłat do żywności, dostosowując ceny do kosztów,
były główną przyczyną fali strajkowej, która doprowadziła do powstania
Solidarności w 1980 r. W swoim programie z 1981 r. Solidarność zaproponowała
rozwiązanie tego problemu poprzez całkowite wyeliminowanie kontroli cen,
pozostawienie robotników całkowicie na łasce bogatych chłopów. W sierpniu tego
roku reżim Jaruzelskiego przyjął ten punkt z platformy Solidarności, znosząc
kontrole cen żywności i pozwalając rolnikom na pobieranie jakichkolwiek opłat
jakie cyrkulacja by zniosła.
Pozostaje kwestia polskiej infrastruktury przemysłowej: kopalń węgla, stoczni i
fabryk, które wciąż pozostają w rękach państwa. Aby uczynić Polskę
„prosperującym przedsiębiorstwem” dla międzynarodowej burżuazji,
skolektywizowana własność musi zostać przekazana w prywatne ręce, co
Solidarność od dawna popiera. Dzisiaj czołowa frakcja stalinowska wydaje się
być gotowa do takiego kroku.
Niespełna dwa tygodnie po legalizacji Solidarności George Bush przedstawił pakiet pomocy gospodarczej specjalnie zaprojektowany, aby zachęcić prywatne inwestycje zagraniczne do polskiej gospodarki. Niemal natychmiast Barbara Piasecka Johnson, dziedziczka majątku farmaceutycznego Johnson & Johnson polskiego pochodzenia, podpisała list intencyjny w sprawie zakupu 55 procent udziałów w Stoczni Lenina za 100 milionów dolarów. Obecnie przebywa w Polsce z legionem korporacyjnych lokajów, aby sfinalizować transakcję. Ta propozycja całkowitej sprzedaży ważnego majątku państwowego amerykańskiej kapitalistce jest przedstawiana jako jedyna nadzieja na uniemożliwienie rządowi kontynuowania planów zamknięcia stoczni w dniu 1 stycznia 1990 r. Zamknięcie to jest zgodne z Polityka PZPR polegająca na wycofywaniu przemysłu ciężkiego na rzecz lekkich, zorientowanych na konsumenta przedsiębiorstw, takich jak elektronika, usługi bankowe, przetwórstwo spożywcze i turystyka.
Historia z New York Times z 31 lipca wskazuje, jaką formę własności rozważają stalinowcy dla tych branż. Informuje, że Mieczysław Rakowski, nowy szef PZPR:
„Wydaje się, że przekonał generała Jaruzelskiego, a przez niego Moskwę, że aby pozostać realną siłą, partia musi wykuć świeżą społeczność wśród menedżerów i pracowników przemysłów o obiecującej przyszłości”. Rakowski jest liderem ruchu wewnątrz partii na rzecz przeniesienia własności firm państwowych w tych sektorach na swoich nominowanych przez partię kierowników, co wydaje się być wysiłkiem, aby zrekompensować im utratę bezpieczeństwa i korzyści oraz zachować ich lojalność w nadchodzącej walce z Solidarnością. ”(podkreślenie dodane)
— „Uwłaszczenie nomenklatury”
Ta polityka przekształcania przedsiębiorstw państwowych w prywatną własność sekcji elit partyjnych, zwana „uwłaszczeniem nomenklatury”, nie rozpoczęła się dzień po triumfie wyborczym Solidarności; była ona realizowana przez polskich stalinistów przez ostatnie kilka lat i jest ściśle związana z próbami reżimu zwiększenia roli „wolnej przedsiębiorczości”. W 1986 r. Jaruzelski próbował wprowadzić własną odsłonę pierestrojki pod etykietą „odnowienia narodowego”. W rezultacie prywatne firmy w Polsce są prawnie uprawnione do równego traktowania z przedsiębiorstwami państwowymi. Ograniczenia dotyczące spółek akcyjnych z udziałem kapitału zagranicznego zostały wyeliminowane, a poszczególni przedsiębiorcy mają prawo do zatrudniania tyle siły roboczej, ile mogą.
Ale pomimo tych rozległych zmian prawnych, niewiele się zmieniło w praktyce. Zarządzający potężnymi monopolami państwowymi i planiści w centralnych ministerstwach byli wystarczająco silni, by marginalizować nowe prywatne firmy (które stanowiły mniej niż pięć procent gospodarki). Wersja pierestrojki Jaruzelskiego okazała się kolosalną porażką. Stworzenie garstki prywatnych przedsiębiorstw w biurokratycznie regulowanej gospodarce, z ponurym i niechętnym do współpracy proletariatem, tylko przyczyniło się do upadku.
Obecnie w Polsce istnieje około 100 prywatnych przedsiębiorstw akcyjnych z zagranicznymi kapitalistami, z których większość jest dość mała. Jednak w ramach PZPR obcokrajowcy nie byli w stanie prowadzić interesów w Polsce bez napotykania na masywne ograniczenia rządowe. Relacja w East European Reporter z jesieni 1988 r. wyjaśnia, w jaki sposób niektórzy z rzekomych strażników własności państwowej wykorzystywali swoje stanowiska, aby zostać raczkującymi przedsiębiorcami:
„Polonijna firma podlega szantażowi od momentu jej powstania. Otrzymuje pozwolenie tylko, jeśli służba bezpieczeństwa nie ma zastrzeżeń wobec zagranicznych właścicieli lub ich polskich pełnomocników …. Tak więc zagraniczni właściciele często wolą oddać stanowisko pełnomocnika lub innego wysoko płatnego biura komuś, kto jest rekomendowany przez milicję. Innymi słowy zatrudniają osoby, które mają kontakty w tych instytucjach, od których zależą te firmy. ”
Wielu emerytowanych członków aparatu bezpieczeństwa, z pełnymi emeryturami państwowymi, zapoczątkowało małe przedsiębiorstwa: „Ci ludzie w jakiś sposób nie mają żadnych problemów z uzyskaniem ustępstw w sprawie korzystania z lokali i innych spraw, które dla normalnego polskiego prywatnego przedsiębiorcy zajęłyby więcej niż połowa jego energii i czasu. Proces„ uwłaszczenia ”nabrał rozpędu w lutym 1989 r., kiedy rozpoczęły się dyskusje przy okrągłym stole z Solidarnością. Sejm kontrolowany przez stalinistów uchwalił krajowy plan konsolidacji, zezwalający zarządom przedsiębiorstw na „eksperymentowanie” z prywatną własnością. Zazwyczaj kierownicy przedsiębiorstw państwowych, którzy często kończyli jako główni udziałowcy nowych prywatnych firm, przekazują lukratywne zamówienia od „przedsiębiorstwa ludowego”. W innych przypadkach „nowa” firma współdzieli przestrzeń, narzędzia a nawet personel z państwowym przedsiębiorstwem. Wariantem jest to, że sama spółka państwowa jest prywatyzowana, oferując akcje, z których wiele jest odbieranych przez istniejące kierownictwo ze znaczną zniżką.
PZPR: Samo-likwidująca się biurokracja?
W grudniu 1981 r. pomiędzy Solidarnością a państwem polskim militarnie poparliśmy reżim Jaruzelskiego przeciwko wyraźnie kapitalistycznemu przywództwu Solidarności z przywróceniem (patrz nasza broszura „Solidarność: próba ogniowa dla trockistów” [dostępna w tłumaczeniu polskim na stronie Przegrupowania Rewolucyjnego- przyp. tłum.]). W tej konfrontacji Jaruzelski działał jako obrońca status quo, które obejmowało państwową własność środków produkcji. Ale trajektoria polskich stalinistów w ciągu ośmiu lat stanowi nowe i nieuniknione pytania: czy reżim, który wprowadził kraj do MFW, dał wolną rękę prywatnym rolnikom w ustalaniu cen żywności, a teraz proponuje sprzedaż całych sektorów przemysłu państwowego fragmentarycznie dla zagranicznych kapitalistów, zamieniając inne przedsiębiorstwa w prywatną własność swoich członków, nadal może być uważany za obrońcę proletariackich form własności? Czy stalinowska biurokracja, która do tej pory opierała się na państwowej własności środków produkcji, może stopniowo przekształcić się w „nową burżuazję”, rządzącą w połączeniu z elementami kapitału rodzimego i zagranicznego? Te pytania mają głębokie znaczenie nie tylko dla Polski, ale dla kryzysu, który ogarnia cały niekapitalistyczny świat.
Odpowiadając na te pytania, należy najpierw rozważyć wewnętrzny skład biurokracji. Chociaż perspektywa prywatyzacji może rzeczywiście być atrakcyjna dla wielu kierowników fabryk i dyrektorów przedsiębiorstw państwowych, które odnoszą większe sukcesy, ta warstwa menedżerska nie stanowi najwyższego szczebla biurokracji. Trzon rządzącej kasty stalinowskiej składa się z warstwy aparatczyków partyjnych, którzy posiadają moc kierowania gospodarką jako całością, w tym mianowania i odwoływania menedżerów przedsiębiorstw i biurokratów niższego szczebla. Ta kontrola nad podejmowaniem decyzji gospodarczych i personelem stanowi główne źródło przywilejów stalinowskich, a zatem ich tożsamość jako grupy rządzącej. Nie mogą przekształcić gospodarki w prywatnych właścicieli, nie rezygnując z możliwości dawania klienckich posad i (dez)organizowania produkcji. Jest wysoce nieprawdopodobne, aby polscy staliniści, jako kasta, okazali się pierwszą grupą rządzącą w historii, która chętnie przewodzi własnej likwidacji.
Staliniści ustąpili pola Solidarności w ramach obronnej adaptacji do narastających nacisków wewnętrznych i zewnętrznych. Według Economist (12 sierpnia), „Pan Rakowski, premier Polski, powiedział ostatnio swojej partii, że musi oddać 40% swojej władzy, aby utrzymać pozostałe 60%. ”„ Kierownictwo PZPR może sobie wyobrazić, że zgadzając się na podział władzy z Wałęsą i prywatyzację bardziej rentownego przemysłu państwowego może w jakiś sposób umocnić swoją pozycję zarówno wobec własnych twardogłowych, jak i Solidarności. Jednak próba utrzymania coraz słabszej władzy PZPR przez pokonanie Solidarności w jej własnej grze restauratorskiej jest skazana na porażkę.
Solidarność nie może po prostu przejąć istniejącego aparatu państwowego – w szczególności „uzbrojonych grup ludzi”, które pozostają pod kontrolą Jaruzelskiego – i wykorzystać je do obrony systemu własności prywatnej w środkach produkcji. Aby skonsolidować kontr-rewolucję społeczną, którą proponują, Wałęsa i inni muszą zapewnić, że ich zaufani ludzie posiadają wszystkie kluczowe dźwignie władzy, szczególnie w armii i policji. Solidarność musi przełamać władzę PZPR:
„Solidarność powiedziała, że głównym celem legislacyjnym będzie demontaż tak zwanego systemu nomenklatury, w ramach którego partia komunistyczna zachowała prawo do wypełnienia praktycznie wszystkich pozycji politycznych, gospodarczych i społecznych narodu, od szefów władz lokalnych przez dowódcy armii do dyrektorów szpitali i szkół. ”Pan Geremek [przywódca parlamentarny Solidarności] powiedział: „Główny problem jest kwestią zasad, a jeśli ma powstać otwarty rząd, musi nastąpić koniec komunistycznego monopolu”.”
—New York Times, 18 sierpnia
Staliniści nie mogą po prostu wynegocjować
zakończenia swojej władzy w gospodarce i aparacie państwowym. Nie ma
wątpliwości, że duża część biurokracji, w tym większość „uwłaszczonych”, chce
realizować program Solidarności. Rzeczywiście, wielu indywidualnych członków
PUWP już uciekło do Wałęsy. Inne elementy partii i aparatu państwowego, które
mogą stracić wszystko, jeśli polityczny i gospodarczy monopol PZPR zostanie
zerwany, z chęci zachowania własnych przywilejów w pewnym momencie spróbują
oprzeć się proponowanym reformom. „Zadanie obrony proletariackich form
własności nie może być pozostawione żadnemu skrzydłu skorumpowanej i
zdyskredytowanej biurokracji PZPR. Jak Trocki zauważył 50 lat temu, materialne
interesy pasożyta nie stanowią wystarczającej podstawy do obrony gospodarza
(tj. skolektywizowanej własności). Polscy staliniści są całkowicie
zdemoralizowani i pozbawieni nawet najsłabszej iskry moralnego, politycznego
lub społecznego celu. W kampanii prowadzącej do czerwcowych wyborów tradycyjna
komunistyczna czerwień została zastąpiona na plakatach kampanii PZPR bladym i
anemicznym błękitem; kandydaci z PZPR nie działali pod własną nazwą, ale wybrali
bardziej neutralne brzmienie „Listy narodowej”. Nawet sierp i młot zastąpiono
symbolem bardziej pasującym do miękkiej linii partii: papierem toaletowym-
rzadkim towarem, którym kandydaci
próbowali przekupić wyborców.
Ugłaskując swoich wrogów, stalinowscy biurokraci stali się niemal nie do
odróżnienia od nich pod względem agendy społecznej i gospodarczej. Podważyło to
ich zdolność do skutecznego oporu w przyszłości. Wszelki opór, jaki elementy
PZPR mogą ostatecznie zaoferować Solidarności, będzie motywowany strachem przed
utratą przywilejów biurokratycznych. Jednak zdolność PZPR do wpływania na
wydarzenia kurczy się, gdy demoralizowany aparat rozpada się.
Solidarność: Wróg polskich robotników
Jednak dziś w Polsce stalinowcy nie są jedynymi w opałach. Dopóki PZPR
monopolizował władzę polityczną, był zmuszony wziąć na siebie winę za sytuację
gospodarczą kraju. W oczach mas Solidarność będzie odtąd współodpowiedzialna za
katastrofalną sytuację gospodarczą. Wałęsa i reszta kierownictwa Solidarności
wie o tym, a także wiedzą, że nowy rządowy program restauracji kapitalistycznej
nie będzie popularny wśród robotników. Podczas majowej kampanii wyborczej
kandydaci Solidarności celowo unikali wszelkich kwestii polityki gospodarczej.
Aby uniknąć osobistej odpowiedzialności za antyrobotnicze środki które leżą na
drodze kapitalistycznej restauracji, Wałęsa odwrócił koronę urzędu tyłem dłoni.
Wie, że aby mieć szansę na sprzedaż oszczędności narzuconych przez MFW w
przyszłości, musi pozostać „czysty” w oczach robotników. Odmawiając przyjęcia
bezpośredniej odpowiedzialności za władzę Solidarności, Wałęsa jest mądrzejszy
niż zwolennicy różnych teorii „kapitalizmu państwowego”, którzy utrzymują, że
nie ma zasadniczej różnicy między społeczeństwami na zachód i na wschód od
Łaby. Elektryk ze Stoczni im. Lenina doskonale zdaje sobie sprawę z różnicy.
Pomimo swojej renomy wśród papieży i prezydentów, i mimo jego Nagrody Nobla,
Wałęsa wie, że jego autorytet wywodzi się w ostatecznym rozrachunku od
robotników, których pokierował przeciwko reżimowi w 1980 r., którzy wciąż
stanowią trzon bazy społecznej Solidarności. Wie też, że zalecana przez MFW
terapia szokowa proponowana przez rząd Mazowieckiego nie może być z powodzeniem
narzucona klasie robotniczej wyłącznie poprzez papieskie inkantacje lub frazesy
„demokratycznej” retoryki. Oznacza to atak na standard życia robotników o wiele
bardziej masowy niż cokolwiek, co do tej pory ponieśli z rąk zbankrutowanego
stalinowskiego reżimu, a to będzie wymagało represji na dużą skalę, które
mogłyby osiągnąć poziom białego terroru.
Michael Mandelbaum z amerykańskiej Rady ds. Stosunków Zagranicznych bez ogródek
podsumował dylemat nowego premiera: „Po pierwsze, będzie musiał dźgnąć swoich
przeciwników, a następnie będzie musiał dźgnąć swoich zwolenników” (New York
Times , 25 sierpnia). Oprócz ścigania nomenklatury stalinowskiej „będzie
musiał zamknąć nieefektywne, nadnaturalne przedsiębiorstwa państwowe, takie jak
stocznie gdańskie, w których zrodziła się Solidarność, niektóre kopalnie i
huty, a to zrani jego podstawowy elektorat. ”„ Jeśli Solidarność z powodzeniem
przeprowadzi kontr-rewolucję społeczną, którą popiera, polscy robotnicy
dowiedzą się, że skolektywizowana własność reprezentuje realne zdobycze- prawo
do pełnego zatrudnienia, edukacji, tanich mieszkań i bezpłatnej opieki
medycznej.
Wałęsa ocenił, że: „Dla połowy polskich firm nic nie trzeba robić. Po prostu
zmień organizację i możesz zarabiać pieniądze natychmiast. Jedna czwarta wymaga
dodania pewnego kapitału, a jedna czwarta musi zostać rozwiązana ”(New York
Times, 7 lipca). Wszyscy oczekują, że ci pracownicy obecnie zatrudnieni w
przedsiębiorstwach, które Wałęsa proponuje rozwiązać, jak również inni
pracujący ludzie, których poziom życia gwałtownie spadnie, gdy będą obserwować,
jak garstka piratów się bogaci, prawdopodobnie wybuchną w gniewie. Po spotkaniu
z Bushem w lipcu, Wałęsa niepokoił się: „Siedzę na beczce prochu i mam
wątpliwości, czy będziemy w stanie to zrobić.” Wojna domowa mogłaby wyniknąć,
powiedział, gdyby reformy wymagane od Polski przyniosły bezrobocie i
zmniejszone dochody ”(New York Times, 12 lipca). W każdym takim
przyszłym konflikcie rewolucjoniści muszą militarnie blokować się z dowolną
kombinacją sił – w tym częściami stalinowskiego aparatu – które opierają się
atakowi na klasę robotniczą i demontażowi systemu skolektywizowanej własności.
Imperialistyczni sympatycy i płatnicy Solidarności są całkiem świadomi pułapek,
które czekają na każdy rząd dążący do ponownego nałożenia kapitalizmu na polską
klasę robotniczą. Odkąd Solidarność uzyskała większość rządową, w burżuazyjnych
kręgach politycznych wiele się mówiło o ogromnej zachodniej pomocy
gospodarczej, nawet „nowym planie Marshalla” dla Polski. George Bush zaczął od
zaoferowania marnego 161 milionów dolarów – zwykłej kropli w morzu potrzeb. Pod
presją Kongresowych Demokratów mówi teraz o zwiększeniu pomocy USA, a także
przekazywaniu większych kwot do Polski za pośrednictwem Międzynarodowego
Funduszu Walutowego. Europejska Wspólnota Gospodarcza zadeklarowała dodatkowe
660 milionów USD dla Polski i Węgier, z możliwością dalszej pomocy w
przyszłości dla złagodzenia przejścia do gospodarki rynkowej. Francja obiecała
podobną kwotę, a Niemcy Zachodnie obiecały 1 miliard dolarów. Jednak
dotychczasowa pomoc znacznie odbiega od 10 miliardów dolarów, o które prosiła
Solidarność.
Niechęć potencjalnych nabywców Polski nie jest
nieuzasadniona. Międzynarodowa burżuazja wie, że kapitalistyczna Polska jest w
jej długoterminowych interesach, ale nie są filantropami. Mają dość rozsądku
biznesowego, by zdawać sobie sprawę, że każdy rząd, który musi podjąć się
rozbicia stalinowskiego aparatu państwowego i opanowania nieuniknionego oporu
milionów robotników, jest ryzykowną krótkoterminową inwestycją. Według słów
bezimiennego urzędnika wyższego szczebla Departamentu Stanu cytowanego w New
York Times z 14 września: „Sytuacja gospodarcza wciąż jest tam bagnem.
Związki rządowe starają się być bardziej bojowe niż Solidarność, uderzając w
duże podwyżki płac. Nadal nie jest jasne, czy twardogłowi w partii
komunistycznej są pogodzeni z nowym rządem i chcą, żeby mu się to udało.
”Polski proletariat daje imperialistom dobry powód do nerwowości. Od czasu
czerwcowych wyborów wzrosła aktywność strajkowa, a w klasie robotniczej narasta
nastrój sceptycyzmu wobec przywódców Solidarności. Podczas gdy Wałęsa apeluje o
sześciomiesięczne moratorium na strajki, a rząd próbuje sprzedać polskich
robotników o potrzebie więcej pracy i zarabiania mniej, stalinowskie związki,
początkowo stworzone przez Jaruzelskiego, by konkurować z Solidarnością,
przyjmują bardziej wojowniczą linię przeciw rządowym środkom oszczędnościowym,
dzięki czemu zyskały pewną wiarygodność. Jednocześnie „Solidarność Walcząca”,
prawicowy rozłam z Solidarności, który obejmuje członków faszyzującej KPN,
również rośnie w siłę.
W ostatecznym rozrachunku jedyną siłą zdolną do obrony skolektywizowanej
własności przed Solidarnością, zachodnimi bankierami i stalinowską biurokracją
zamierzającą oddać sklep, jest polski proletariat, kierowany przez świadomą
awangardę bolszewicką. Tylko popierając wyraźne i zdecydowane zerwanie z
reakcyjną klerykalistyczną ideologią i przywództwem Solidarności, polscy
marksiści mogą rozpocząć niezbędną polityczną reorientację klasy robotniczej.
Aby koordynować walki z dyktowanymi przez MFW atakami, polscy robotnicy muszą
tworzyć rady demokratycznie wybranych przedstawicieli z każdej fabryki,
połączonych w sieć krajową. W takich ciałach rewolucjoniści staraliby się
zmobilizować proletariat do walki rewolucyjnej, aby pokonać zarówno
kapitalistycznych restauratorów Solidarności, jak i zdyskredytowanych
stalinowskich pasożytów. Tylko na tej podstawie można uzyskać entuzjazm
niezbędny do odmłodzenia centralnie planowanej gospodarki pod demokratyczną
kontrolą pracowników.
Ale rewolucyjne przywództwo oddane takiej perspektywie nie może zostać
skonstruowane przez bezkształtnych pseudo-lewicowców, którzy spędzili większość
ostatnich dziesięciu lat, dostosowując się, przepraszając i wlekąc się otwarcie
w ogonie prokapitalistów z Solidarności. Tylko ci, którzy opowiadają się za
wyraźnym i zdecydowanym zerwaniem z przywództwem i programem ulubionego
„związku” imperializmu, mają polityczną zdolność do kierowania robotnikami w
walce o to, by system kapitalistycznego niewolnictwa płacowego nie wrócił do
Polski.